piątek, 25 stycznia 2019

Jak to jest z tym majstrem?

Majster, brygadzista - jak zwał tak zwał. Wiadomo o kogo chodzi. Chodzi o człowieka, który będzie potrafił pokierować budową kiedy Ciebie na niej nie ma. Będzie potrafił tak zorganizować pracę sobie i pozostałym pracownikom, że wszystko będzie szło do przodu, że robota będzie zrobiona dobrze i w terminie. Będzie dbał aby nikomu nie zabrakło materiału, aby wszystko było zrobione zgodnie z projektem i sztuką budowlaną. Będzie tłumaczył a w razie konieczności będzie potrafił skarcić i kazać poprawić.
Myśleliśmy, że taki majster nam się trafił. Że jeden z naszych pracowników na majstra się nadaje i da sobie radę. Rzeczywiście na początku sprawiał wrażenie bardzo porządnego i poukładanego chłopa. Wiedział co i jak, co z czym, podsuwał pomysły na ułatwienie i przyśpieszenie, byliśmy z niego naprawdę zadowoleni. Mianowaliśmy go więc "majstrem" i wszem i wobec to zakomunikowaliśmy.
Był spokój i robota szła. Ale z biegiem czasu, z pojawieniem się nowych obowiązków, robót jaki nowych członków załogi nasz Pan majster zaczął sobie nie radzić. Zauważyliśmy, że pojawiają się błędy na które on nie zwraca uwagi i które nie są od razu korygowane. Na nasze pytanie "dlaczego to jest źle?" słyszeliśmy tylko odpowiedź "on to robił, ja nie widziałem, nie miałem czasu...". I tak w kółko. Majster nigdy nie miał czasu patrzeć co robi reszta załogi, a ich błędy zauważaliśmy dopiero my.
Szale naszej goryczy przelało zdarzenie z alkoholem. Pan majster z reguły nie pija alkoholu. A jak już się nie pije to nie ma go w pracy tydzień albo i dłużej. I to bez żadnego tłumaczenia, ostrzeżenia. Po prostu przyjeżdża jednego dnia pod wpływem do pracy (tak, tak - przyjeżdża do pracy), śpi cały dzień w samochodzie albo nie daj Boże kręci się po budowie, po czym przez tydzień ślad po nim ginie. A ty sobie człowieku radź! Chłopaki pytają co z nim, sami nie wiedzą co się dzieje, a Pan majster po prostu ma jakieś problemy i musi się napić. Nie dzwoni, nie tłumaczy, nie prosi o wolne. Po prostu człowiek zapada się pod ziemię.
I nagle wraca! Przeprasza, prosi, tłumaczy. Oczywiście prosi o wypisanie urlopu, bo przecież taki urlop ma. I jeszcze twierdzi, że mu się to należy! Nie widzi żadnego problemu, bo przecież wszystko odrobi. No i przecież każdemu może się takie coś wydarzyć! A on przecież na codzień nie pije!
I tak to już jest z tym naszym majstrem. Dwa razy tak nas załatwił - trzeci raz będzie jego ostatnim. I niestety teraz na miano majstra musi sobie na nowo zasłużyć 😀


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz